Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Aktualności

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Link do LinkedIn

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Link do Facebooka

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Historie Absolwentów: Patrycja Szadkowska

Historie Absolwentów: Patrycja Szadkowska

"Trzeba wyznaczać sobie realistyczne cele i dążyć do nich małymi kroczkami. I nawet jeśli na chwilę zboczymy z obranego kursu, z jakichkolwiek powodów, to pamiętajmy, że wszystko można jeszcze raz przeanalizować, podjąć odpowiednie działania i wrócić do swoich marzeń o pracy, która będzie dawać satysfakcję, którą będziemy lubić, i którą będziemy wykonywać z pasją."

  • Imię i nazwisko: Patrycja Szadkowska
  • Miejsce zamieszkania (miasto, kraj): Bangkok, Tajlandia
  • Stanowisko: Attaché – Finance and Contracts Officer, Delegation of the European Union to Thailand
  • Ukończony kierunek studiów (na UJ): Stosunki międzynarodowe, Prawo

Patrycjo, pracujesz dla instytucji unijnych, obecnie w Bangkoku. Jak do tego doszło? Czy jest to konsekwencją Twoich wcześniejszych planów związanych z zainteresowaniami i przyszłą karierą zawodową?

Jeszcze w liceum pojechałam na roczną wymianę do Niemiec. Stypendium otrzymałam z fundacji Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość, zajmującej się współpracą polsko-niemiecką. Uczęszczałam do niemieckiej szkoły, poznałam wielu ludzi z całego świata – także uczestników wymiany. Powoli ugruntowywała się we mnie myśl, że chciałabym poświęcić się pracy dyplomatycznej, reprezentować swój kraj. Po powrocie do Polski i zdaniu matury rozpoczęłam studia. Wybrałam stosunki międzynarodowe. Zdecydowałam się na dyplomację współczesną, szczególnie interesowała mnie współpraca międzynarodowa. Uniwersytet Jagielloński był dla mnie naturalnym wyborem, ponieważ pochodzę z Krakowa. Na pierwszym roku bardzo brakowało mi lektoratów, bo niezwykle ceniłam naukę języków obcych. Brakowało mi też kontekstu prawnego przedmiotu moich studiów. Po konsultacji z wykładowcami i starszymi kolegami podjęłam decyzję o uzupełnieniu tej luki poprzez studiowanie prawa. Jednocześnie myślałam o iberystyce. Po pierwszym roku stosunków międzynarodowych aplikowałam więc na dwa kolejne kierunki. Pierwotnie nie mogłam się zdecydować, który z nich wybrać, ale po dłuższym zastanowieniu zdecydowałam się na prawo. I myślę, że to był dobry wybór. Hiszpańskiego również się nauczyłam, przede wszystkim podczas półrocznej wymiany w ramach programu Erasmus. Natomiast prawo ogromnie przydaje mi się w pracy i myślę, że ukończenie tego kierunku było głównym czynnikiem, który spowodował, że dostałam się na staż i pozostałam w instytucjach unijnych.

Byłaś bardzo aktywną studentką, na różnych polach. Czy taki model studiowania ma duże znaczenie w budowaniu ścieżki kariery?

Zdecydowanie tak. Według mnie ważne są języki obce – to klucz do sukcesu. Proces nauki języków jest długi. Ja zaczęłam się uczyć angielskiego i niemieckiego już w szkole podstawowej. Później, w liceum, dodałam hiszpański i włoski. To otworzyło mi możliwości wyjazdów (nawet krótkoterminowych) na warsztaty, szkolenia, w ramach licznych programów dotowanych przez Unię Europejską czy fundacje. Podczas wolontariatu w Brazylii nauczyłam się także portugalskiego, a będąc na stażu w Brukseli dodałam jeszcze francuski – drugi, oprócz angielskiego, najczęściej używany język roboczy Komisji Europejskiej. Z dużym sentymentem wspominam wydarzenia z czasów studiów, które współtworzyłam z innymi studentami czy z wykładowcami. Działałam, między innymi, w Kole Studentów Stosunków Międzynarodowych UJ. Stworzyliśmy pierwszą edycję Festiwalu Dyplomatycznego, który na stałe wpisał się w kalendarz uniwersyteckich wydarzeń. Zrealizowałam wyjazd badawczy do Watykanu, gdzie spotkaliśmy się z przedstawicielami Kościoła Katolickiego oraz ówczesną ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej Hanną Suchocką. Owocem tego wyjazdu była publikacja na temat dyplomacji Stolicy Apostolskiej W murach Wiecznego Miasta. Były też inne wyjazdy czy spotkania w konsulatach i ambasadach. Działałam także w Europejskim Forum Studentów AEGEE. Z ramienia tej organizacji przygotowywałam różne wydarzenia w Krakowie, jak na przykład Europejski Dzień Języków, później współorganizowałam Letni Uniwersytet. Przyjeżdżali do nas goście z wielu krajów. Sama dwukrotnie uczestniczyłam w warsztatach w ramach Letniego Uniwersytetu – w Stambule i w Alicante. Byłam na krótkoterminowych warsztatach w Sibiu w Rumunii czy na wyjeździe studyjnym do Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Ta działalność przyczyniła się do rozwinięcia umiejętności miękkich, dziś bardzo pożądanych na rynku pracy. Znalazłam też czas, żeby działać w kołach naukowych czy stowarzyszeniach. Dla mnie możliwość przebywania z młodymi ludźmi i organizowania wydarzeń, przedsięwzięć i wyjazdów była czymś wspaniałym. W ten sposób tworzył się networking, który, moim zdaniem, jest bardzo potrzebny. Jednocześnie odbywałam praktyki studenckie – w 2012 roku w Ambasadzie RP w Limie. Ten okres wspominam bardzo miło. To coś zupełnie innego, egzotycznego. Nie było wtedy zbyt wielu możliwości wyjazdu do odległych krajów. Byłam tam tylko miesiąc, ale bardzo dużo się nauczyłam, zrozumiałam, jak działa placówka dyplomatyczna. Właśnie wtedy podjęłam ostateczną decyzję, że to jest to, czemu chciałabym się poświęcić – czyli pracować dla polskiej lub unijnej służby dyplomatycznej. Zapewne wiele osób o takiej pracy marzy, jednocześnie mając obawy, że trudno taką pracę zdobyć. Uważam, że trzeba znaleźć jakąś niszę, coś, w czym warto się specjalizować. Dla mnie to była polityka rozwojowa – i taką specjalizację wybrałam na magisterskich studiach internacjologicznych. Po studiach zdecydowałam, że wyjadę do Brazylii jako wolontariuszka, aby rozwinąć się w tej właśnie tematyce i zdobyć doświadczenie w terenie. Działałam tam w lokalnej organizacji pozarządowej. Wcześniej nauczyłam się portugalskiego w stopniu komunikatywnym. Realizowany przeze mnie projekt skupiał się na pomocy młodym ludziom ze środowisk marginalizowanychw poszukiwaniu i przygotowaniu do podjęcia pierwszej pracy. Po powrocie do Polski zaczęłam szukać stałego zatrudnienia. Aplikowałam do polskich placówek dyplomatycznych i izb handlowych oraz delegatur Unii Europejskiej. Niestety, pomimo dobrych – jak myślałam – kwalifikacji, nie miałam szczęścia. Mogłam zostać praktykantką, ale nie pracownikiem. Zastanawiałam się nad powodami takiej sytuacji. Być może jednym z nich był fakt, że aplikowałam spontanicznie, do miejsc, w których chciałam pracować, a nie na konkretne, opublikowane oferty.

Mimo chwilowych rozczarowań Twoja historia pokazuje, że absolutnie nie można się załamywać i poddawać.

W pewnym momencie pomyślałam, że moje marzenia są zbyt wygórowane i przyjdzie mi pogodzić się z myślą, że nie zrobię kariery w dyplomacji. Przeglądałam profile różnych osób, które zatrudniły się w ONZ lub innych organizacjach międzynarodowych. Postanowiłam spróbować pracy w korporacji i poczekać, wróciłam więc do Polski i rozpoczęłam pracę w jednej z firm mających siedzibę w Krakowie. Była to bardzo ciekawa praca, bo pozwalała rozwinąć się językowo i zdobyć kolejne doświadczenia. Nadal jednak aplikowałam do instytucji administracji publicznej i instytucji unijnych. Gdy po raz trzeci aplikowałam na staż do Komisji Europejskiej, miałam już bardzo słabą motywację, bo za pierwszym razem przez kilka tygodni pracowałam nad aplikacją – i to nie przyniosło efektu, za drugim było podobnie. Ale za trzecim razem się udało!

Czyli warto być wytrwałym, a nawet upartym?

Oczywiście. Nie można się zrażać. Trzeba szukać czynników uzupełniających wykształcenie i umiejętności. Ta trzecia aplikacja całkowicie odwróciła losy mojej kariery zawodowej. Otrzymałam propozycję odbycia praktyki w delegaturze UE w Brazylii. Problem polegał na tym, że była to praktyka bezpłatna, a koszty utrzymania – wysokie. Bez dochodu nie mogłam sobie na ten kilkumiesięczny wyjazd pozwolić. To dobry przykład na to, że zawsze należy zrewidować swoje możliwości. Poradzono mi wtedy wysłanie aplikacji do Brukseli, czego wcześniej nie brałam pod uwagę. I tak zakwalifikowałam się na pięciomiesięczny płatny staż w nieformalnej stolicy Unii Europejskiej.

Zaczęłaś staż, później pracę w instytucjach unijnych. Czy mogłabyś podpowiedzieć, jakie są możliwości aplikowania do tych instytucji?

Najłatwiej jest próbować właśnie poprzez staż, zwłaszcza jeśli chodzi o absolwentów. Osobom mocno zmotywowanym polecam ubieganie się o staż Blue Book - w Dyrekcjach Generalnych Komisji Europejskiej. Nabór odbywa się dwa razy w roku. Trzeba przygotować aplikację, odpowiedzieć na kilka pytań, zaprezentować się z jak najlepszej strony i pokazać, co się zrobiło do tej pory, a także umotywować chęć pracy w strukturach unijnych. To jest bardzo istotne – trzeba udowodnić oceniającym, że wiemy, gdzie chcemy pracować, czym dana instytucja się zajmuje i jaki wkład możemy wnieść w jej działania. O ten staż stara się wiele osób, a wymogiem formalnym przy składaniu wniosku jest, między innymi, ukończenie studiów na poziomie co najmniej licencjatu.

Do najpopularniejszych instytucji należy Europejska Służba Działań Zewnętrznych, gdzie obecnie pracuję – to taka unijna dyplomacja. Można też złożyć podanie np. do INTPA (DG International Partnerships), gdzie również aplikuje sporo osób, gdyż jest to jedna z największych dyrekcji, ale co za tym idzie jest również więcej miejsc dla stażystów.

Staże odbywają się też w innych instytucjach, na przykład w Parlamencie Europejskim, w Radzie UE, Trybunale Obrachunkowym, Trybunale Sprawiedliwości czy Komitecie Regionów.

Warto dodać, że praca stażysty jest często traktowana jako nieoficjalny okres próbny. Wiele osób, które wykażą się wiedzą i umiejętnościami podczas stażu, jest później zapraszanych na tzw. egzamin CAST (na pracownika kontraktowego), a to otwiera drogę do dalszej kariery. Ważne jest więc, żeby pięć miesięcy stażu spożytkować jak najlepiej, nie tylko wykazując się rzetelnym wypełnianiem obowiązków, ale również dodatkową działalnością. W moim przypadku było to zorganizowanie dla grupy stażystów misji na Dominikanę i Haiti, aby zobaczyć pracę naszych kolegów w Delegaturze w Santo Domingo i poznać projekty unijne w tym rejonie. Ponadto współorganizowałam Targi Pracy – jednodniowy cykl warsztatów i spotkań z ekspertami dla około 800 stażystów z różnych instytucji UE a także spotkanie z pracownikami polskiej misji dyplomatycznej przy UE.

Czy warto szukać możliwości pracy w miejscach, które nie cieszą się wśród wnioskujących aż taką popularnością jak te największe Dyrekcje?

Na pewno tak. Istnieją jednostki czy dyrekcje generalne mniej popularne, gdzie opiekunowie stażystów mają więcej czasu, by jak najlepiej przygotować ich do pozostania w instytucjach unijnych. Podstawowym miejscem, gdzie można szukać ofert pracy, jest strona internetowa EPSO, czyli European Personnel Selection Office. EPSO zajmuje się naborem do instytucji unijnych i odpowiada za rekrutację pracowników i ekspertów. Ta rekrutacja odbywa się na podstawie konkursów ogólnych i specjalistycznych. Aktualnie wprowadzane są zmiany w zasadach przeprowadzania naborów, warto więc odwiedzić ich stronę, aby się z nimi zapoznać.

Istnieje również możliwość pracy nie w samych instytucjach unijnych, ale na ich rzecz – korzystają bowiem z usług wielu firm doradczych czy konsultingowych. To jednostki zajmujące się, między innymi, researchem, audytami, doradztwem, ewaluacją itp.

Unia Europejska wykorzystuje także usługi ekspertów. To osoby najczęściej delegowane do Brukseli przez jedno z krajowych ministerstw.

Od kilku lat pracujesz dla Komisji Europejskiej, najpierw w Brukseli, teraz w Bangkoku. Dlaczego nie, jak pierwotnie planowałaś w Ameryce Południowej?

Rzeczywiście, przedefiniowałam swoje cele. Powrócę na chwilę do moich początków w Brukseli. W 2017 roku przebywałam na stażu, później zawarłam umowę na zastępstwo, pod koniec 2018 roku otrzymałam tzw. contract agent, czyli kontrakt (maksymalnie sześcioletni) poprzedzony egzaminem CAST, w czasie trwania którego należy zdać egzamin na urzędnika (AST lub AD). Pracowałam w dziale prawno-finansowym, gdzie zajmowałam się projektami realizowanymi w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach, a po reorganizacji – również w Azji i na Pacyfiku. Nazwa mojej instytucji ewoluowała: od RELEX (External Relations), poprzez DEVCO (DG International Cooperation and Development), do (w 2021 roku) INTPA (International Partnerships). Obecna nazwa odzwierciedla nasz główny cel – współpracę międzynarodową, realizowaną w ten sposób, że państwa partnerskie są włączane w proces i nie zachodzi sytuacja, że jakieś rozwiązania są im narzucane. Wyjazd na placówkę to kontrakt cztero- lub sześcioletni. Wybrałam Azję, bo oprócz kwestii stricte merytorycznych, związanych z możliwością realizacji projektów nie tylko rozwojowych, ale i dotyczących polityki handlowej, samorządności, gospodarki, współpracy z regionalnymi organizacjami Azji i Pacyfiku, wzięłam też pod uwagę bezpieczeństwo. Azja, szczególnie Tajlandia, to bardzo bezpieczne regiony. Chciałam też zainspirować się czymś nowym. W Ameryce Południowej spędziłam kilka lat, teraz chciałam poznać inne części świata, otworzyć się na kolejne wyzwania.

W Tajlandii jesteś od kilku miesięcy. Mówisz już po tajsku?

Jeszcze nie. Na razie umiem tylko powiedzieć „dzień dobry” i „dziękuję”. W pracy komunikujemy się w języku angielskim, tajski nie jest wymagany, ale oczywiście jego znajomość jest atutem. Dlatego na pewno w czasie mojego pobytu będę chciała się go nauczyć.

Obecnie, jak wspomniałaś, pracujesz jako contract agent. Próbowałaś zdawać egzamin na urzędnika?

Brałam udział w całej procedurze, ale, niestety, egzaminu nie zdałam. Bezpośrednio po stażu nie byłam jeszcze na to gotowa, ale w 2020 (covidowym) roku zaaplikowałam, przeszłam przez cztery etapy i dostałam się do konkursu. To był egzamin z prawa Unii Europejskiej. Dotarłam do ostatniego etapu, z czego jestem bardzo dumna. Z perspektywy czasu myślę, że dobrze się stało, że wówczas nie zdałam egzaminu, bo prawdopodobnie nie miałabym możliwości wyjechania do Tajlandii i pracowania w tutejszej Delegaturze. Obecnie nabieram doświadczenia i dużo się uczę. By pracować w Delegaturze nie jest wymagany egzamin AST czy AD, wystarczy CAST. Cieszę się, bo chciałam pracować w terenie. Kontrakt trwa od czterech do sześciu lat. Po pierwszych dwóch latach jest przedłużany na kolejne dwa, a jeśli ktoś zdecyduje się na dalszą pracę w delegacji (powyżej czterech lat), za trzecim razem otrzymuje umowę na czas nieokreślony. Oczywiście posiadanie tego rodzaju kontraktu nie zamyka drogi do zostania urzędnikiem. Jeśli chodzi o mnie, to planuję wrócić do tego tematu.

Jak wygląda teraz Twoja praca, czym się zajmujesz na co dzień?

Zajmuję się prawno-finansową obsługą projektów. Zawieramy umowy z państwami partnerskimi, współpracując z kilkoma krajami regionu: Chinami, Indiami, Bhutanem, Mongolią, Tajlandią, Malezją, Laosem i Timorem Wschodnim. Razem z zespołem przygotowujemy szkice umów z rządami poszczególnych państw lub ich jednostkami centralnymi (na przykład ministerstwami), organizacjami międzynarodowymi (w tym ONZ czy Bankiem Światowym) oraz agencjami rozwojowymi państw członkowskich UE. Ostatnio negocjowałam porozumienie z Bankiem Światowym dla Laosu i umowę z Międzynarodową Organizacją Pracy, której celem jest współpraca i dialog na linii UE – Indie w dziedzinie migracji i mobilności. Oprócz tego jestem zaangażowana w procedury przetargowe dla wielu kontraktów, dotyczących na przykład współpracy energetycznej pomiędzy UE a Chinami albo wsparcia wymiany handlowej pomiędzy UE a Bhutanem. Biorę też udział w procedurach grantowych: oceniamy aplikacje zgłaszane przez organizacje pozarządowe i przydzielamy środki finansowe na realizację opisanych projektów. Jednym z nich jest SWITCH Asia, wspierający proces „przełączania się" państw azjatyckich na „zieloną” gospodarkę. Zajmuję się również kontrolą finansowania grantów, czyli sprawdzaniem kwestii formalnych związanych z przyznawaniem środków organizacjom aplikującym. Obecnie jestem odpowiedzialna za współfinansowany przez UE projekt „China-EU School of Law”, czyli szkołę prawa chińskiego, gdzie jednym z uniwersytetów partnerskich jest Uniwersytet Jagielloński. Jest też wiele codziennych spraw organizacyjnych, związanych z odpowiedziami na e-maile, pisma, zapytania, zażalenia w kwestiach prawnych, kontakt z Działem Operacyjnym i Prawnym w Brukseli, przygotowywanie dokumentów potrzebnych do audytów czy raportów i wiele innych.

Jak się mieszka i pracuje w Bangkoku?

Dobrze mi się tu żyje i pracuje. To ogromne miasto, ale nieźle skomunikowane. Jest metro oraz kolejka naziemna SkyTrain. Taksówki są bardzo tanie, ale, niestety, na ulicach tworzą się olbrzymie korki. Dla mnie osobiście najtrudniejszy jest tutejszy klimat, bardzo duszny i gorący, i to prawie przez cały rok. Miasto jest piękne, i już samo to wiele wynagradza. Posiada wspaniałe stare centrum, pałac królewski, świątynie. W każdej wolnej chwili staram się odkrywać nowe miejsca, obiekty, poznawać lokalne zwyczaje i tradycje. Tajlandię odkrywam również poprzez kuchnię. Tajskie jedzenie jest pyszne, choć często bardzo ostre. Ludzie są przyjaźni, uśmiechnięci, ale jednocześnie zachowują rezerwę. Zaprzyjaźnić się z Tajem jest bardzo trudno – musi kogoś dobrze poznać, by zawrzeć z nim bliższą znajomość.

Jakie największe wyzwania stoją obecnie przed Tobą?

Niedawno zakończyłam pozytywnie kilkumiesięczny okres próbny. Teraz chcę wdrożyć się we wszystkie procedury i procesy, które są jeszcze dla mnie nowe, a przez następne dwa lata będę poszerzać posiadane kompetencje i pozyskiwać nowe, tak, bym mogła pracować na poziomie eksperckim. Potem spróbuję zapewne podejść do wspomnianego egzaminu na urzędnika unijnego. Na razie cieszę się tym, co do tej pory osiągnęłam. Ważne jednak jest, żeby się nie zatrzymywać i żeby wyznaczać sobie kolejne cele. Na pewno chciałabym też jak najlepiej poznać Tajlandię i cały region, który obejmują nasze działania. Staram się dużo podróżować, uczyć się od mieszkańców, by wykorzystać to w mojej późniejszej pracy. Ona polega również na tym, żeby zrozumieć pewne zjawiska występujące w różnych regionach. Mamy, na przykład, dużo projektów skupiających się na ochronie praw zwierząt i zahamowaniu nielegalnego handlu. Próbuję się dowiedzieć, dlaczego takie problemy występują, bo żeby znaleźć dobre rozwiązanie, trzeba pytać o przyczynę danego zjawiska. Wyzwaniem jest też nauczenie się języka tajskiego.

Co byś poradziła ludziom, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy, a chcieliby pójść drogą podobną do Twojej?

Trzeba wyznaczać sobie realistyczne cele i dążyć do nich małymi kroczkami. I nawet jeśli na chwilę zboczymy z obranego kursu, z jakichkolwiek powodów, to pamiętajmy, że wszystko można jeszcze raz przeanalizować, podjąć odpowiednie działania i wrócić do swoich marzeń o pracy, która będzie dawać satysfakcję, którą będziemy lubić, i którą będziemy wykonywać z pasją. Sama tego doświadczam. Jest to fascynujące, ale może być również bardzo trudne i wymagające. Praca w dyplomacji to jest pewnego rodzaju poświęcenie. Mieszkanie 10 tysięcy kilometrów od domu, od rodziny i przyjaciół, w innych realiach, jest pewnym wyrzeczeniem. Praca w innym kręgu kulturowym to umiejętność ciągłego dostosowywania się, poszanowania tradycji i lokalnych zwyczajów, które mogą być dla nas nie do końca zrozumiałe. To sztuka kompromisu, tolerancji, otwartości na inność. Warto o tym pamiętać podejmując istotne życiowe decyzje. Ważne, by się nie poddawać. I aby nie rezygnować z marzeń.

Polecamy również
Historie Absolwentów: Damian Szot

Historie Absolwentów: Damian Szot

Zjazd Absolwentów UJ 14-15.09.2024. Spotkajmy się w Krakowie!

Zjazd Absolwentów UJ 14-15.09.2024. Spotkajmy się w Krakowie!

Historie absolwentów: Roman Husarski

Historie absolwentów: Roman Husarski

Historie absolwentów: Krzysztof Ptak

Historie absolwentów: Krzysztof Ptak